niedziela, 26 kwietnia 2015

Coroczna nuda ...

W ten weekend panuje handball, walka o Puchar Polski w Warszawie na Torwarze. Cztery najlepsze drużyny w Polsce na pewno dały z siebie wszystko. Ale zwycięzca może być tylko jeden.
Sobota niestety dla kibiców i emocji przebiegła bez wielkich niespodzianek. Dobrze wiemy, że najmocniejszymi drużynami na dzień dzisiejszy są Vive Tauron Kielce i Orlen Wisła Płock. Jasne, można powiedzieć że wieje nudą, ale to prawda. Więc tak jak każdy się spodziewał obie te drużyny pokonały swoich półfinałowych przeciwników, czyli Górnik Zabrze i Azoty Puławy. Poszło im to dość gładko. Zaskakującą sprawą, a może i nie jest podejście komentatorów albo brak wiedzy. Mogłabym powiedzieć, że to jest po prostu pomyłka człowieka, ale jeżeli komentator który powinien znać się na swoim fachu przez 40 minut mówi że w Płocku gra zawodnik taki jak Nikola Zelenović, a on jest Nemanją to zaczynam wątpić w profesjonalizm. Tak, możecie twierdzić że się czepiam. Ale zdecydowanie jest to ważną sprawą, bo jak to mówi mój nauczyciel : " Historię tworzą ludzie". Więc lepiej, żeby Ci ludzie byli zapamiętywani poprawnie.
Niedziela zaczyna się od walki o trzecie miejsce, Górnik Zabrze kontra Azoty Puławy. Można powiedzieć, że Zabrze wykonało zadanie tylko trochę później niż powinno. Jasne pokonało Puławy, ale myślę że woleli by z nimi wygrać tydzień wcześniej i teraz mieć szansę grania o Mistrzostwo Polski, a nie kończyć sezon. Więc na najniższym miejscu podium stoi Górnik.
Czy ktoś jeszcze pamięta mecz z tamtego roku? Kilka minut do końca, remis, piłkę w ręku ma zawodnik Kielc, robi z nią cztery kroki więc powinien być gwizdek... Powinien być, ale nikt go nie usłyszał, Wisła została "oszukana", a Vive zostało "nie zatapialne", szkoda. Kibice, jak i zawodnicy powinni dostać dogrywkę, ale niestety zostali z niej ograbieni. Dlatego właśnie jedna drużyna ma wiele do udowodnienia, ale czy jej się to uda bez kluczowych zawodników? Bez Mariusza Jurkiewicza?Miałam nadzieję, że tak. Ale niestety, jak to mówią nadzieja matką głupich.
Więc wszyscy przygotowywali się na kolejną Świętą Wojnę, na Torwarze narożniki przygotowane do zdarcia gardła, wykrzykiwania przyśpiewek - byle by moja drużyna wygrała. Kibice obu drużyn gotowi już na to wydarzenie od paru tygodni, koszulki prasowane i szaliki zdjęte z wieszaka, bo przecież nikt nie spodziewał się innego finału. Mecz jak zawsze pełen adrenaliny, zwycięstwo z jednej szali spada na drugą. Sędziowie widoczni jak nigdy, albo jak zawsze. Ale może o ich zachowaniu nie będę mówiła, bo bez dwóch zdań jest żałosne. Dwie czerwone kartki dla żółto - niebieskich, pełno 2 minutowych wykroczeń i niebezpiecznych akcji. Podziwiam grę Karola Bieleckiego kiedy jego drużynie nie szło, on grał genialnie - chciałabym tylko takie mecze oglądać w jego wykonaniu. No i oczywiście genialny bramkarz Rodrigo Corrales. Zastanawiam się co on ma w głowie gdy broni tak trudne piłki, tak fenomenalnie. Przy obronie karnych, czy trzech piłek pod rząd należy tylko stać i klaskać, podziwiać, chwalić.
Jestem kibicem Wisły, mam serce niebiesko-białe i nie boję się tego powiedzieć. Doceniam dobrą grę przeciwnika i jeżeli mogę to go chwalę. Ale dzisiejsza gra Kielc nie rozkładała na kolana, trochę sędziowie pomogli i  gry aktorskiej nie zabrakło. Szczypta szczęścia, minimalna ilość cwaniactwa i trochę niesprawiedliwości. Jak w każdym sporcie. Składam gratulację na ręce drużyny z południa, widzimy się mam nadzieję nie długo.
Wisła może wznieść się nad wyżyny i mam nadzieję, że to zrobi. Co by zapewnić trochę rozrywki polskiej publiczności. Bo chociaż większość kibicuje Kielcom i skreśliła już dawno drużynę z Mazowsza to pewnie by chciała popatrzeć na dobrą grę. Mam też nadzieję, że nieprofesjonalni sędziowie znikną, rozpłyną się albo wchłonie ich trzęsienie Ziemi, cokolwiek. Że pieniądze przestaną w sporcie mieć takie znaczenie, bo niedługo to wszystko nie będzie miało sensu. Kibice na mecz będą przychodzili jak na łowienie ryb, będą się nudzić, bo wynik będzie zbyt przewidywalny, no chyba że ktoś dostanie pary razy w nos.