czwartek, 31 grudnia 2015

Podsumowania, plany, nadzieje


Lubimy się czarować i wierzyć w lepsze początki, od jutra, od poniedziałku, od nowego roku. Mija kolejne 365 dni, a my jakby tacy sami. Bez kroku w przód, a może nawet z kolejnymi dwoma w tył. 

środa, 23 grudnia 2015

środa, 9 grudnia 2015

Aniołki w chińskim piekle

  

Jakie to było piękne. 48 sekund spotkania i karny dla rywalek. Walka na minimalne drgania, spojrzenia i słabości. A w naszej bramce Wysokińska i myśl, że po takiej obronie karnego nic nie jest w stanie tego zepsuć. A jednak...
My uwielbiamy utrudnienia, kochamy trudnych rywali, nie możliwe zwycięstwa i horrory. Paradoksalnie gdy mamy trudną grupę, gramy lepiej. Łatwiej gra nam się z Szwecją niż Kubą czy też Chinami i tak jest z każdą dyscypliną sportową.
W związku z tą zależnością trzeba było się spodziewać ciężkiego meczu. I takim właśnie był z paru przyczyn. Najpierw ta najważniejsza, a często pomijana czyli nasza głowa, nastawienie było złe. Po drugie jesteśmy wolnym zespołem, nasze kontry wyglądają mizernie w porównaniu z większością zespołów, tak jakbyśmy traciły oddech jeszcze przed startem. Po trzecie na pewno nie potrafimy grać w nietypowym ustawieniu, dla nas jest pisana tylko obrona 6-0. Dziwi mnie to, że trenerzy nic z tym nie robią w polskiej piłce ręcznej i nie tylko żeńskiej. Ja gdy widzę wysuniętą obronę, to wiem że grać to my dobrze nie będziemy.  Ale to temat na oddzielny post. Po czwarte brak skrzydeł, ataku i zrozumienia. I nie mogę zapomnieć o niestrzelaniu karnych.
Te wszystkie minusy dają ogromny plus dla rywalek. I co z tego, że wygrywamy? Jeśli możemy więcej, mocniej, bardziej. Po słabej grze wygrywamy z zespołami które nie potrafią wykorzystać naszej bezradności. Ale co będzie w dalszej części turnieju, jeśli nie poprawimy tych błędów? Każdy chyba zna już odpowiedź.

czwartek, 3 grudnia 2015

niedziela, 1 listopada 2015

Ci których brakuje...




 

Śmierć spotyka każdego, nie pyta o wiek, zawód czy numer buta. Nie jest sprawiedliwa i uzasadniona, czasami wkracza w nasze życie niespodziewanie innym razem jest gościem na którego niemo czekaliśmy.
Dziś chcę mówić o tych których już nie ma, o wybitnych sportowcach którzy odeszli zbyt wcześnie, ale tych też którzy odeszli zasłużenie. 
Arkadiusz Gołaś, rozwijający się siatkarz, talent, stworzony do przebywania na boisku. Młody, ponoć pełen dobroci i ciepła płynącego z oczu. Zginął w wypadku samochodowym, w drodze do swojego nowego klubu. Polska siatkówka stała się uboższa, o tego jednego genialnego człowieka. I to tuż przed Mistrzostwami Świata w Japonii. Arek został w naszych sercach, jest dobrym duchem reprezentacji. Po prostu był potrzebny na górze, by wygrywać podniebne rozgrywki.
Agata Mróz-Olszewska siatkarka, obecnie pewnie bohaterka wszystkich kobiet, ale przede wszystkim matka. Odeszła w 2008r, Agata od dziecka miała problemy ze szpikiem które w latach młodzieńczych odeszły w nie pamięć, pozwalając tym samym uprawiać wyczynowo sport. Była jedną z lepszych środkowych, była złotkiem Niemczyka. I poznała mężczyznę swojego życia, swojego przyszłego męża i ojca swojej córki. Gdy doczekała się potomstwa w tym samym czasie dowiedziała się o nawrocie choroby z przeszłości. Tym samym stanęła przed trudnym wyborem, musiała wybrać albo swoje życie albo życie człowieka w niej poczętego. Chciała urodzić dziecko, więc to zrobiła, ale wiązało się to z dużo późniejszym przyjęciem przeszczepu. Po przeszczepie wystąpiły powikłania, w czasie których bardzo walczący organizm poddał się. Poświęcenie płynące z postawy naszej siatkarki jest budujące, stawia przed nami wiele pytań. Jej oddanie się jest heroicznym czynem, dążeniem do pozostawienia cząstki siebie na tym świecie. Dobrze, że ta historia ma dwa zakończenia.
Kamila Skolimowska, lekkoatletka rzucająca młotem. Zdecydowanie zbyt młoda by odchodzić. Mając 18 lat zdobyła Mistrzostwo Olimpijskie. Zmarła niespodziewanie, podczas zgrupowania polskich lekkoatletów w Portugalii. Zasłabła podczas treningu, godzinna reanimacja nie dała żadnych skutków. Przyczyną śmierci okazał się zator płucny, spowodowany zakrzepicą. Odeszła w 2009r.
Bohdan Tomaszewski człowiek ze sportem związany. Nie umarł nagle i w młodym wieku, wybiła mu magiczna liczba 93 lat i odszedł z tego świata. Komentator sportowy który mówił o tenisie jak o najlepszej bezie z cytrynowym kremem i owocami. Komentując opowiadał najpiękniejszą historie miłosną, w której napewno będziesz w stanie znaleźć księcia na białym rumaku. Tęsknie za jego prostotą, spokojem i miłością do tego co robił. Chciałabym potrafić tak dzielić się pasją, opowiadać słowami i czuć sercem. 
To tylko nieliczni których ciągle wspominam, to Ci których mi najbardziej brakuje. Pamiętajmy w tym i w każdym innym dniu o tych którzy odchodzą. Bo pamięć jest najważniejsza. 

"Odchodzimy wtedy, kiedy lepsi już nie możemy być"

piątek, 30 października 2015

Czerwone usta

                                  

Usta pomalowane na ogniście czerwony lub subtelnie przygaszony. To takie klasyczne, niektórzy mówią jednak wulgarne.

poniedziałek, 26 października 2015

Wiele musimy się nauczyć


W końcu byłam na Lidze Mistrzów, pierwszy raz w tym sezonie i być może ostatni - mam nadzieję, że nie.
Orlen Wisła Płock kontra SG Flensburg - Handewitt. Miałam nadzieję, w końcu każdy głupiec się nią karmi. W sumie mogło być wspaniale, a wyszło jak zwykle. Czyli nie zadowalającą, wychodziłam ze spuszczoną głową bo byłam zażenowana, rozczarowana i rozgoryczona.
My - Orlen Wisła Płock nie mamy rozegrania, widać brak Jurkiewicza. Środkowego brak, chociaż widzę iskierkę nadziei w osobie Marko Oneto. Egzekutora rzutów karnych brak, mamy tylko Ghione. Motora napędowego brak, nie ma kogoś kto by powiedział dobra przegrywamy ale ruszamy dupę i pokażemy im kto tu jest najlepszy. Mamy indywidualnych osobników, którzy nie wiedzą jak działa drużyna, nie potrafią wykorzystać swoich możliwości .
Żal patrzeć na Montoro który boi się własnego cienia. Boi się skoczyć i rzucić tą piłką prosto w bramkę. Zawodnik z takimi warunkami fizycznymi który ściąga za sobą trzech obrońców nie potrafi ani rozegrać piłki ani zdobyć punktu. Więc co on robi w naszej drużynie? Takich bojących się geniuszy mamy jeszcze paru.
Po meczu zadaję sobie również pytanie dlaczego Manolo zdjął Wicharego w najważniejszej części meczu jeśli Corralesowi ewidentnie nie wychodziło? Taktyka, taktyką ale stawiamy na najlepszych w danym momencie.
Minęły czasy gdzie liczyły się indywidualności i jednym zawodnikiem można było wygrać spotkanie. Teraz trzeba budować drużyne której nam brakuje liczy się szybkość a nie leniwe kluchy łażące po boisku, potrzebna jest walka i ogień w oczach który nam gaśnie. Potrzebna jest walka do ostatniej sekundy której wczoraj nie było.
Mam nadzieję, że gracze którzy pretendują do najlepszych w końcu obudzą się z marazmu jesiennego i udowodnią swoją wielkość. Bo Liga Mistrzów, Ligą Mistrzów. Ale czekają nas starcia z Kielcami których kibice tak łatwo nie przełkną.

wtorek, 20 października 2015

Lubię smutek


Jesień jest jednocześnie piękna i brzydka. Piękna gdy złote, czerwone i pomarańczowe liście jeszcze mają siłę trzymać się na tym wietrze który wygrywa spokojną melodię. Brzydka gdy liście już tracą wiarę i spadają w otchłań zaludnionych ulic, gdy niespodziewanie deszcz pragnie zagrać na naszych już i tak smutnych parapetach, a wiatr nie wie co to spokój. 

poniedziałek, 12 października 2015

Nie chcemy pamiętać

Czasami jakaś chwila, rzucone przypadkiem słowa czy urywek wspomnień uświadamia nam coś o czym dawno wiedzieliśmy, ale nie chcieliśmy się do tego przyznać.

wtorek, 6 października 2015

Rent

Musical który zmienił Broadway, od roku można go zobaczyć w Polsce. W wykonaniu młodych, gniewnych i diabelsko uzdolnionych aktorów.

środa, 16 września 2015

To już 10 lat


Czasami jakieś wydarzenie, moment lub wyznanie wywiera na nas bardzo duży wpływ. Zapamiętujemy to w drobnych szczegółach, a datę i godzinę możemy wypowiadać przez sen. I z każdą rocznicą tej pamiętnej chwili zatrzymujemy się i wspominamy. Pamięć nam się wyostrza, a nasze smutki czy też radości pogłębiają się w tym szczególnym dniu.
I tak właśnie jest dziś, 16 września 2005r. Arkadiusz Gołaś doznał śmiertelnego wypadku. Dla mnie, osoby desperacko zakochanej w siatkówce to pamiętna data. Wspominam siatkarza - młodego środkowego którego talent dopiero rozkwitał. Dziesięć lat temu miałam tylko 8 lat, więc nie mam prawa mówić, że go pamiętam. Moim wspomnieniem jest wejście w 2006r. naszych siatkarzy na podium by odebrać srebro w koszulkach z numerem Arka - 16. Przypominam sobie opowieści mojego brata który powtarzał: " Wiesz Kinga, on zawsze stawał na zagrywkę, patrzył na piłkę i całował jakby była jego miłością. Potem dopiero mógł podrzucić ją w górę." Zawsze słyszałam o nim jak o wielkim talencie. I taki jest w moich wyobrażeniach i takiego go zapamiętam.
Arek to ważna postać w polskiej siatkówce, żałuję że nie pamiętam jego gry. Ale wiecie co, to nie znaczy, że nie mogę go wspominać. Często napisane jest, że musiał odejść tak młodo bo Hubert Wagner w niebie tworzył swoją drużynę marzeń. Może te słowa są już wyświechtane, ale lubię je sobie powtarzać.
"Jeśli na boisku czujesz się jak ptak, to poczuj jak wspaniale jest latać i fruń jak najwyżej po marzenia".

czwartek, 3 września 2015

Już za rok matura


Tak już jest, że po dniach laby przychodzi czas na wzmożony wysiłek. Ten rok wyobrażam sobie jako pot i łzy...

wtorek, 4 sierpnia 2015

Czego nie lubią Twoje włosy

 

Włosy są kapryśne, pewnie tak samo jak ich właścicielka. Trudno z nimi żyć, czasami chciałoby się ściąć i to tak na dobre, może i na łyso. Ale co by ludzie powiedzieli. Więc przyjdę Ci z pomocą i powiem czego nie cierpią te Twoje włosy. 

wtorek, 21 lipca 2015

Porażka, czy nic się nie stało?


Zdania są podzielone jak w każdym przypadku. Ja zawsze mam dużo wyrozumiałości dla sportowców, a siatkarzy darzę nieodwzajemnioną miłością. Ale to nie oznacza, że mam być nie obiektywna. 
Zawsze możemy mówić, że dana impreza nie była docelową, formę budujemy na inne turnieje i wygrywać też wszystkiego nie możemy. Jasne ja to wszystko rozumiem, nawet podpisuje się obiema rękami. Ale tymi wyświechtanymi mottami nie możemy usprawiedliwiać się zawsze. Bo który to ja już raz słyszę, że naszym celem była najlepsza szóstka, a dostaliśmy się do najlepszej czwórki więc plan nie na 100% wykonany ale na 120%. I to powinno nas cieszyć, przecież do drugiej dywizji nie spadliśmy czyli kciuk do góry, poklepmy po pleckach siatkarzy i wszystko zaakceptujmy. 
Jasne skłonna byłabym to zrobić gdybyśmy zajęli czwarte miejsce w innym stylu. Wiesz, z agresją i ogniem w oczach, z walką o każdą piłkę i z mocą wkładaną w każde uderzenie. Tak powinni grać MŚ, a co ja widziałam marazm, gdy nie szło to zwątpienie i nieobecność. Brakowało lidera, przyjęcia i środka. W jednym meczu blok był, a w kolejnym zasypiał, nie było też regularności i mentalności bij - zabij. 
Nie chcę słyszeć, że byliśmy zmęczeni bo ciężkim sezonie ligowym. Jakiś zawodnik no i owszem, ale nie cała drużyna. Każdy zespół miał tak samo ciężki rok, a zwycięscy tegorocznej LŚ mieli najgorzej. Rozegrali bój w drugiej dywizji, pokonali wszystkich i nie mieli skrupułów, żeby wejść do pierwszej i tam też rozwalić resztę drużyn. Francuzi nie mieli kompleksów, a my moim zdaniem no i owszem. Nam nie wytrzymuje głowa, psychika siada. Tylko ja nie rozumiem dlaczego, to my jesteśmy obecnie najlepszą drużyną świata - kurde chłopaki, nie zapominajcie o tym. 


Zdecydowanie zabrakło nam odwagi na wygranie tego. Francuzi bez kompleksów, mieli lidera Ngapetha który zrobił im niezłą robotę. Pomińmy fakt, że oni są zdrowo "rąbnięci", taka pozytywna drużyna - jak ja się cieszę, że zobaczę ich na Memoriale Wagnera. Serbowie, jestem zdanie, że w czepku urodzeni. Do czwórki doszli przez przypadek, a potem rozwalili USA, no Francuzów nie byli w stanie, ale bądźmy szczerzy kto był. Amerykanie, to nadal wielki zespół chociaż paru gwiazd już nie ma. No a my piękni i młodzi nie poradziliśmy sobie, po przegranym meczu z Francją głowy zaczęły puchnąć trafiliśmy na nie leżące nam Stany i przysłowiowo daliśmy dupy. 
Pocieszające może być to, że dostaliśmy dwa wyróżnienia indywidualne. Libero mamy świetnych i drugi kapitan sobie daje radę. Naszego trenera teraz czeka walka z taktyką. Wybierzmy zdrowy środek, może bardziej zaryzykujmy ze zmianami, przecież tabliczki nie gryzą. I jak nie idzie doświadczonym dajmy szansę świeżej krwi. Bo jeżeli mamy przegrywać, to dajmy sobie okazję do mówienia, że w tej grze walczyliśmy i próbowaliśmy do samego końca. Innej możliwości nie ma, inaczej przegramy Puchar Świata i już nie będziemy mieli się czym usprawiedliwiać.

piątek, 10 lipca 2015

Charakter + Wytrwałość = SUKCES

Kinga lubi piłkę nożną jak przeciętny dzieciak warzywa. Nie jestem ambitną fanką która obejrzy z zaciekawieniem cały mecz. No bo co to za przyjemność oglądać 22 spoconych facetów przez 90 minut nie mając pewności, że padnie w ogóle jakiś gol. No właśnie średnia. Dobra, ale kompletną ignorantką też nie jestem. Reprezentacje Polski oglądam zawsze, ulubione kluby też mam. Piłkarzy, no i owszem.
Właśnie, jest taki jeden polski piłkarz którego cenię bardzo. Nie wiem jak to się stało, że go polubiłam. Przecież on jest blondynem, a ja wolę brunetów. Może chodzi o oczy, widzieliście to magnetyczne spojrzenie na okładce? Okey, a teraz na poważnie, bo jeszcze uznacie mnie za hotke. A nią przecież nie jestem. Więc ci bardziej oblatani ( czyli pewnie 90% populacji męskiej i może z połowa kobiecej ) wiedzą o kim mówię, tak oczywiście mówię o Jakubie Błaszczykowskim.
Sądzę, że każdy kibic piłki nożnej, a na pewno ten z Polski i Niemiec żyje biografią Kuby. Co napisał, jak to odebrać i czy jest czym się zachwycać? Przy czytaniu wzruszyłam się, sporo łez się polało, ale nie bądźcie dla mnie surowi, jestem tylko dziewczyną. Jesteście ciekawi co takiego Błaszczykowski i Małgorzata Domagalik napisali? Jaką część życia świetnego piłkarza pokazali światu? Nie będę wam jej streszczać, bo nie o to chodzi. Twórcy książki ukazali dużo ( nie spodziewałam się tego ), ja bym się nie odważyła bo czasami nie warto rozdrapywać ran.
Większość ludzi wie co spotkało małego Kubusia, strata matki która, dla każdego dziecka jest najważniejsza. Utrata szacunku do ojca i pozostanie "samemu" na tym polu bitwy, które zwą potocznie życiem. Wiadomo jest kochająca się rodzina, wspierający brat i w tym wypadku najważniejszy wujek. Chyba kibice mu powinni podziękować, bo kto wie co by było z Kubą gdyby nie on. Na każdej stronie czuć obecność matki i miłość syna do niej ( nie wiem jak to osiągnięto, może chodzi o szczerość ). 


Co mnie zaskoczyło. Chyba zderzenie moich wyobrażeń o postaci piłkarza, a osoby ukazanej w książce. Dlatego was ostrzegam, nie miejcie zdania zanim czegoś nie zobaczycie, spróbujecie czy poznacie. Bo rozczarowania czasami są niemiłe, ja takiego nie doświadczyłam. Ja po prostu poznałam innego Kubę. Zawsze myślałam, że to osoba spokojna, opanowana i skoncentrowana. Nie zrozumcie mnie źle, nie mówię w ten sposób, że Błaszczykowski to łajdak. Tylko uświadomiłam sobie, że w dzieciństwie był to chłopak nie radzący sobie z sytuacjami które przyniosło życie, buntownik. Teraz wiem, że lepiej z nim nie zadzierać bo będzie walczył jak lew w obronie bliskich i rzeczy w które wierzy. To facet z charakterem, poukładany, mający dziwne przyzwyczajenia. Człowiek uparty, zdeterminowany, waleczny, pokorny i dobry. Osoba która dzięki tym wszystkim cechą potrafiła, jak sama mówi: "WYGRAĆ ŻYCIE". 


Człowiek, piłkarz, mężczyzna ukazany w tej książce powiedział mi, pewnie nieświadomie, że trzeba walczyć, dał taką motywacje do działania. Pokazał, że mimo robienia głupot można wyjść na ludzi, że ryzykując możemy zdobyć sukces. I, że każde przeciwności losu można pokonać, bo przecież liczy się wytrwałość.
Wiecie co mnie urzekło, a może sprawiło, że biografię połknęłam w dwa dni? To, że czytając ją czułam się, jak bym to ja siedziała na miejscu Małgorzaty Domagalik i przeprowadzała rozmowę przy kawiarnianym stoliku i gorącej kawie z Kubą Błaszczykowskim. Jak by to mi opowiadał najpiękniejsze i najgorsze momenty swojego życia. A gdy już odpowiednia ilość kartek ubyła, byłam pewna tak jak Domagali, że wiem jak zareaguje Kuba, co zdradzi jego twarz, gesty i słyszałam jego słowa. Gdy ja, jako czytelnik czuję takie rzeczy, nawet jeśli nie byłyby one prawdą. Wiem, że biografia jest dobra i nie będę żałowała jej zakupu.
A wiecie co zapamiętam najbardziej?
- Co takiego jest w piłce?
- Powietrze.
Te słowa mówią wszystko o pasji. Ona jest, jej nie da się wytłumaczyć i nie powinniśmy próbować.

sobota, 4 lipca 2015

piątek, 3 lipca 2015

O transferze i Jurkiewiczu słów kilka


Tak jak i w życiu, tak też w sporcie mamy swoich ulubieńców. Jednych kochamy, drugich nienawidzimy. Jak wiecie ja mam w serduchu Orlen Wisłę Płock, a nie za bardzo lubię się z Vive Tauron Kielce. Dlatego mam dylemat, po prostu moja dusza jest rozerwana na kawałki i cierpi już od ponad roku. Poznajecie tego pana na zdjęciu, to właśnie wszystko przez niego. Tak dobrze myślicie to Mariusz Jurkiewicz, to właśnie taki mój ulubieniec, autorytet piłkarza ręcznego. Uwielbiam patrzeć jak gra i podziwiam wszystko co robi na boisku. Ale jest mały haczyk, ten pan dokładnie od dwóch dni jest graczem drużyny z Kielc i opuścił moją ukochaną Wisłę. Ale może zaczniemy od początku ...

 

Nawet nie próbujcie sobie wyobrazić jaka była moja radość gdy w sezonie 2013/2014 Jurkiewicz zawitał do Płocka, tym większa była moja rozpacz rok później gdy zdecydował się na podpisanie kontraktu z Kielcami. W domu było morze, a mama myślała, że ktoś umarł. I poniekąd miała rację, bo czułam się okradziona, moja drużyna straciła wielkiego szczypiornistę, a ja nie wiedziałam co teraz będzie. Jak dobrze wiecie żadna ze stron nie zdecydowała się na porozumienie i Jurkiewicz grał w zespole niebieskich. Nie miał ułatwionego zadania bo przecież przechodził do obozu wroga. Wiecie jak to jest, kochamy Cię gdy grasz u nas ale jak przechodzisz do największego wroga jesteś zdrajcą. Tak jak rok wcześniej Kaczka był noszony na rękach, wybierano go na najlepszego gracza miesiąca i każdy chciał uścisnąć mu dłoń. Teraz każde jego pojawienie się na parkiecie było salwą gwizdów, która mnie jako kibica chwytała więc nawet nie chcę wiedzieć co on musiał czuć. Już nie zostawał na parkiecie i nie dziękował kibicom, no bo za co miał dziękować? Wolał zejść do szatni i jak najszybciej pojawić się w domu. Rozumiem. Przez to właśnie nie powiedziałam mu tego co myślę, bo chciałam aby wiedział, że nie każdy w Orlen Arenie go nienawidzi. Niektórzy cenią i dziękują za każdą akcję, ale nie udało mi się go znaleźć. A na najważniejszych meczach sezonu go nie było bo doznał kontuzji. Mam nadzieję, że w tym roku pod Orlen Areną go złapię.
Dlaczego podpisał kontrakt z obozem wroga jeśli tak dobrze było mu w Wiśle? Może w tym problem, nie było tak dobrze. Mariusz mówił, że nie dogadał się z ówczesnym prezesem, który go zbywał jeśli chodziło o nowy kontrakt. I wcale mnie to nie dziwi, bo były już "prezes" był beznadziejny. Nie potrafił nic załatwić, nikogo zatrzymać i żyć w zgodzie.
A co do nas, tych którzy kochają i nienawidzą jednocześnie. Bali się, że Jurkiewicz będzie się podkładał w meczach z przyszłym pracodawcą. Takie lęki są nieuzasadnione, przecież jest profesjonalistą i chcę walczyć o to co najlepsze. Genialnym dowodem na to jest to oto zdjęcie, zawsze gdy myślę o Mariuszu Jurkiewiczu ono staje mi przed oczami. I tak jest ono z meczu z największym rywalem.

Jestem pewna, że to zachowanie wobec takiego gracza. Było podyktowane świadomością, że tracimy kogoś genialnego na rozegraniu. Że Kielce zdobędą diament, który wykorzystają lepiej niż my. Chcę wierzyć, że taka jest prawda. Że nafciarze tak próbowali sobie poradzić z rozgoryczeniem, które nastąpiło po takiej stracie. Bo oni nie są głupi, znają się na piłce ręcznej. Widzieli jak zmieniała się gra Orlen Wisły Płock gdy w składzie był Mariusz i jak ona wyglądała bez niego. Chociaż nie zaprzeczam, że trafiają się głąby które przesadzają w swoim byciu kibicem. Którzy nie rozumieją jak wąska jest granica, ale to temat na osobny post.
A co ze mną, no właśnie nie mam pojęcia. Wiem, że jeśli kogoś uważasz za geniusza, a jego gra sprawia Ci nie opisaną przyjemność, to tak będzie do końca. Wiem też, że nie da się kibicować obu zespołom, które jakby na to nie patrzeć od wieków są wrogami. Bo kiedyś już próbowałam. Mariusz Jurkiewicz pozostaje moim autorytetem, będę trzymała za niego kciuki zawsze (pomińmy te mecze gdzie stanie oko w oko z nafciarzami). Życzę mu jak najlepiej, aby swoją grą rozpieszczał kibiców z Kielc. W reprezentacji pokazał ogień, aby wyleczył kontuzje i wrócił do jeszcze lepszej gry. Marzy mi się, aby wrócił jeszcze do Płocka (bo bez niego nie widzę tego zespołu, boję się, że nie damy sobie rady) i założył pasiak. Tak, pewnie są to głupie pragnienia naiwnej dziewczyny, ale kto wie. Mam nadzieję, że się spotkamy i będą mogła mu to powiedzieć osobiście. A wam jeśli jeszcze go nie znacie (w co szczerze wątpię) radzę to zrobić jak najszybciej. Podejdźcie, uściśnijcie dłoń bo ten człowiek jest tego wart.

czwartek, 2 lipca 2015

Dlaczego?


Dlaczego, ale o co chodzi? Co mnie tu sprowadziło, czego ja chcę i skąd się wzięłam. Może odpowiedzi na te pytania znajdziesz poniżej.

środa, 1 lipca 2015

Przegrałem - ale to wasza wina!

Oczywiście, że wina leży po naszej stronie. Przecież to my weszliśmy na kort, odbijaliśmy piłeczkę, piłka zostawała po naszej stronie a serwis szwankował i to nas pokonał przeciwnik. Posypujemy głowy popiołem i przepraszamy. To więcej się nie powtórzy bo pan groźnie nas popatrzył. 
Mowa jest o naszym tenisiście który nie potrafi żyć w zgodzie ani z kibicami, ani z dziennikarzami a przede wszystkim z samym sobą. Jerzy Janowicz jest bardziej znany ze swojego agresywnego zachowania, wypraszania dziennikarzy z konferencji prasowych i rzucania mikrofonem. Tak na marginesie jeśli ludzie są źli i opinie krzywdzące, to po co z nimi przebywać? Lepiej nie przychodzić na konferencje, albo zamilknąć. A mniej znany jest ze swojej fenomenalnej gry. Bo tak ową też widziałam.
Uwielbiam ludzi którzy mają pasje, ambicje i charakter. Ale nie cierpię zarozumialstwa, oraz obwiniania wszystkich w okół za swoje porażki. Wróżę naszemu tenisiście świetlaną karierę, ale wtedy tylko gdy zdobędzie trochę pokory i opanowania. Bo czasami nie wystarczy pokonać przeciwnika po drugiej stronie siatki, ale trzeba pokonać osobę która drzemie w nas samych. A u Janowicza widać to jak na dłoni, każdy mecz przegrywa sam ze sobą. Nie potrafi się opanować i wyciszyć, emocję buzują jak u nastolatka. A nie zapominajmy jest "dorosłym" facetem. Świetnie to wszystko pokazał Puchar Hopmana, gdzie nasz tenisista wygrał z Agnieszką Radwańską. Zabrał trochę od niej tego opanowania, połączył ze swoją siłą i wolą walki. Z tego właśnie potrafił stworzyć światowej klasy tenisistę, ale nie na długo. To, że mamy świetne warunki fizyczne, przepracowane lata na korcie, siłę którą można zabijać i wygrywamy w świetnym stylu z gwiazdą tenisa. To nie oznacza, że sami nią jesteśmy. Musimy wygrać wiele turniejów, wejść na szam szczyt i się na nim utrzymać. Chyba właśnie o tym zapomina Jerzy Janowicz. Tworząc cyrki, obrażając ludzi i podnosząc sobie samemu ciśnienie. Nic nie osiągniemy. Może tylko tyle, że większość osób będzie powoli odchodzić. Zamiast usiąść i kibicować swojemu reprezentantowi będzie wolała przeczytać dobrą książkę. Bo jeżeli ktoś ma Cię w dupie ty postępujesz dokładnie tak samo. 
Jak to kiedyś Justyna Kowalczyk powiedziała: "Łaska kibica na pstrym koniu jeździ". I może Janowicz nie do końca to rozumie, pewnie uważa, że po co mu tacy kibice. Poradzę sobie sam, oni na pewno nie są mi potrzebni. Ale wydaje mi się, że każdy chce dzielić swoje zwycięstwa z innymi. A na pewno każdy wyczynowy sportowiec pragnie mieć swoich fanów. Więc posyłam takie małe ostrzeżenie w eter, że kibice może i wybaczają ale nigdy nie zapominają. Być może do trzech razy sztuka, ale czy chcemy się przekonać jak to się skończy za tym trzecim razem? Ja czekam z niecierpliwością, czy będę miała rację. A wam mówię życzcie naszemu tenisiście spokoju, opanowania bo na pewno się przyda i wszystko może zmienić.
Ps.Chyba Jerzemu nie wytłumaczono zasad tej gry, kibic nie musi być obiektywny.

poniedziałek, 18 maja 2015

Wszechstronnie utalentowani zawodnicy Vive!

walka, Wisła Płock, Vive, sędziowie pomogą

Bój o Mistrza Polski rozpoczął się w weekend. Mogłam napisać o tej zaciętej walce już wczoraj, ale wolałam tego nie robić. Padło by zbyt wiele niecenzuralnych słów, wyzwisk i niesprawiedliwości, wystarczy, że cały dom się trząsł. A teraz po ochłonięciu mogę napisać co myślę.
Kibice dobrze wiedzą jaki był wynik, no chyba że oglądaliście debatę. Więc przypominam wszystkim niedoinformowanym (werble proszę) Vive Tauron Kielce wygrywa z Orlen Wisłą Płock 2-0. Tak, tak wielki szok, zaskoczenie normalnie. Więc w czwartek widzimy się w Płocku, ja będę a ty? Mogę Ci powiedzieć, tylko w tajemnicy, na ucho, że wygrają żółci. Jeśli nie będzie im szło to panowie z gwizdkami na pewno pomogą. Tylko nie mów, że nie ostrzegałam. 
Więc jak widzisz jestem przygotowana na oglądanie koronacji w Płocku i tego, że Wisła nie ma szans na Mistrza Polski. Jest mi przykro, ale nie mam na to wpływu dopóki światem rządzą pieniądze. Więc jeśli jesteś wiślakiem to przygotuj się na przegraną. Wierzę w cuda, ale nie takie. Tak, krótka ławka, kontuzje, nic nie zależy od graczy bo wynik jest znany przed meczem. A jeśli coś nie pójdzie to zobaczymy parę kartek lub dwu minutowych kar. 
handball, sędzia, można
Jak Vive nie może to sędzia pomoże!
Co jest pozytywne w powyższej sytuacji? Że Vive nie zdobyło bramki, tak grali sześciu na trzech. No bo na genialnie dysponowanego Wicharego, gdyż Corralesa też nam wczoraj zabrakło, nie było mocnych. Po prostu starych drzew się nie przesadza. Muszę przyznać, że Wisła Płock zrobiła wszystko by móc wygrać ten mecz, ale niestety tak mała liczba zawodników nie była w stanie zrobić niczego wielkiego. A Vive zrobiło wszystko by udawać, że trafia w piłkę. Myślę, że po tym meczu niektórzy zawodnicy mogą być bokserami, głównym kandydatem jak dla mnie jest Grzegorz Tkaczyk, a może Željko Musa. Nie znam się za bardzo na zasadach przyjmowania ludzi do klubów bokserskich, ale sądzę, że po prostu trzeba umieć się bić, przepraszam. Trzeba umieć uderzać przeciwnika, zadawać celne ciosy. A Tkaczyk chyba potrafi skoro Nemanja Zelenovic ma prawdopodobnie złamany nos. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że "sędzia" niczego nie widzi, a czerwona kartka w tym wypadku w ogóle nie jest potrzebna. Takie akcje we wczorajszym meczu miały miejsce cały czas, ale ta najbardziej utkwiła w pamięci. Przykro jest patrzeć gdy genialni sportowcy, którzy zostawiają całe życie na boisku są uzależnieni od jakiegoś mało ważnego gościa którego można dość łatwo przekupić. Szkoda, że w dzisiejszych czasach nie liczy się sport, rywalizacja fair play czy kultura (przytyk do kibiców obu zespołów).
Chciałabym aby to się zmieniło. Chciałabym aby Święta Wojna była czymś wielkim i pięknym, aby szanse były wyrównane do ostatniej minuty, a nie przesądzone przed meczem. Chciałabym aby kibice potrafili dopingować bez obrażania drugiej strony i aby byli obiektywni.
Szanuję przeciwnika i jeśli powinien wygrać to zawsze to powiem, ale po wczorajszym meczu jestem rozczarowana obyciem niektórych zawodników i nie rozróżnianiem walki na noże z walką fair play. Nie przesadzajmy, nie wszystko zawsze można wybaczać.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Coroczna nuda ...

W ten weekend panuje handball, walka o Puchar Polski w Warszawie na Torwarze. Cztery najlepsze drużyny w Polsce na pewno dały z siebie wszystko. Ale zwycięzca może być tylko jeden.
Sobota niestety dla kibiców i emocji przebiegła bez wielkich niespodzianek. Dobrze wiemy, że najmocniejszymi drużynami na dzień dzisiejszy są Vive Tauron Kielce i Orlen Wisła Płock. Jasne, można powiedzieć że wieje nudą, ale to prawda. Więc tak jak każdy się spodziewał obie te drużyny pokonały swoich półfinałowych przeciwników, czyli Górnik Zabrze i Azoty Puławy. Poszło im to dość gładko. Zaskakującą sprawą, a może i nie jest podejście komentatorów albo brak wiedzy. Mogłabym powiedzieć, że to jest po prostu pomyłka człowieka, ale jeżeli komentator który powinien znać się na swoim fachu przez 40 minut mówi że w Płocku gra zawodnik taki jak Nikola Zelenović, a on jest Nemanją to zaczynam wątpić w profesjonalizm. Tak, możecie twierdzić że się czepiam. Ale zdecydowanie jest to ważną sprawą, bo jak to mówi mój nauczyciel : " Historię tworzą ludzie". Więc lepiej, żeby Ci ludzie byli zapamiętywani poprawnie.
Niedziela zaczyna się od walki o trzecie miejsce, Górnik Zabrze kontra Azoty Puławy. Można powiedzieć, że Zabrze wykonało zadanie tylko trochę później niż powinno. Jasne pokonało Puławy, ale myślę że woleli by z nimi wygrać tydzień wcześniej i teraz mieć szansę grania o Mistrzostwo Polski, a nie kończyć sezon. Więc na najniższym miejscu podium stoi Górnik.
Czy ktoś jeszcze pamięta mecz z tamtego roku? Kilka minut do końca, remis, piłkę w ręku ma zawodnik Kielc, robi z nią cztery kroki więc powinien być gwizdek... Powinien być, ale nikt go nie usłyszał, Wisła została "oszukana", a Vive zostało "nie zatapialne", szkoda. Kibice, jak i zawodnicy powinni dostać dogrywkę, ale niestety zostali z niej ograbieni. Dlatego właśnie jedna drużyna ma wiele do udowodnienia, ale czy jej się to uda bez kluczowych zawodników? Bez Mariusza Jurkiewicza?Miałam nadzieję, że tak. Ale niestety, jak to mówią nadzieja matką głupich.
Więc wszyscy przygotowywali się na kolejną Świętą Wojnę, na Torwarze narożniki przygotowane do zdarcia gardła, wykrzykiwania przyśpiewek - byle by moja drużyna wygrała. Kibice obu drużyn gotowi już na to wydarzenie od paru tygodni, koszulki prasowane i szaliki zdjęte z wieszaka, bo przecież nikt nie spodziewał się innego finału. Mecz jak zawsze pełen adrenaliny, zwycięstwo z jednej szali spada na drugą. Sędziowie widoczni jak nigdy, albo jak zawsze. Ale może o ich zachowaniu nie będę mówiła, bo bez dwóch zdań jest żałosne. Dwie czerwone kartki dla żółto - niebieskich, pełno 2 minutowych wykroczeń i niebezpiecznych akcji. Podziwiam grę Karola Bieleckiego kiedy jego drużynie nie szło, on grał genialnie - chciałabym tylko takie mecze oglądać w jego wykonaniu. No i oczywiście genialny bramkarz Rodrigo Corrales. Zastanawiam się co on ma w głowie gdy broni tak trudne piłki, tak fenomenalnie. Przy obronie karnych, czy trzech piłek pod rząd należy tylko stać i klaskać, podziwiać, chwalić.
Jestem kibicem Wisły, mam serce niebiesko-białe i nie boję się tego powiedzieć. Doceniam dobrą grę przeciwnika i jeżeli mogę to go chwalę. Ale dzisiejsza gra Kielc nie rozkładała na kolana, trochę sędziowie pomogli i  gry aktorskiej nie zabrakło. Szczypta szczęścia, minimalna ilość cwaniactwa i trochę niesprawiedliwości. Jak w każdym sporcie. Składam gratulację na ręce drużyny z południa, widzimy się mam nadzieję nie długo.
Wisła może wznieść się nad wyżyny i mam nadzieję, że to zrobi. Co by zapewnić trochę rozrywki polskiej publiczności. Bo chociaż większość kibicuje Kielcom i skreśliła już dawno drużynę z Mazowsza to pewnie by chciała popatrzeć na dobrą grę. Mam też nadzieję, że nieprofesjonalni sędziowie znikną, rozpłyną się albo wchłonie ich trzęsienie Ziemi, cokolwiek. Że pieniądze przestaną w sporcie mieć takie znaczenie, bo niedługo to wszystko nie będzie miało sensu. Kibice na mecz będą przychodzili jak na łowienie ryb, będą się nudzić, bo wynik będzie zbyt przewidywalny, no chyba że ktoś dostanie pary razy w nos.