Już dawno temu powinien pojawić się ten wpis. Jeszcze przed tymi wszystkimi wydarzeniami, wtedy gdy pisałam o moich przyjaźniach. Ale jakoś nigdy nie było czasu. A może nigdy nie potrafiłam tego odpowiednio nazwać. Nie zrozum mnie źle, wiedziałam że jest moim przyjacielem. Raczej nie wiedziałam jak ważnym.
Dzień dobry, Kingo.
Kingo mam pytanie.
Silna jesteś, Kingo.
Kingo tak nie można.
Zawsze tak się do mnie zwracał. Zawsze to cholerne „Kingo”, wkurzało mnie strasznie, ale miało też ten swój dziwny urok. To mnie właśnie zadziwia, że po tragicznych wydarzeniach na wiele rzeczy zaczynasz patrzeć łaskawie, używasz większej ilości kompromisów. „Kingo” mnie irytowało, a teraz jest mi strasznie smutno bo nikt już tak do mnie nie powie. A nawet jeśli, to będzie to miało inne znaczenie, nie ważne, nic nie znaczące wyrażenie wypowiedziane tylko po to by zwrócić moją uwagę.
Jestem bardzo ciekawa jak by skomentował ten wpis. Bo nie wiem czy wiesz, ale bardzo regularnie tu wchodził. Ba mogę nawet powiedzieć, że był moim największym fanem. Trudno więc było pisać cokolwiek, a już najgorzej jak dodałam zdjęcie. Jak mogłaś, czemu tak twierdzisz, wiesz, że to nieprawda? Zawsze odpowiadałam, to moja subiektywna opinia. Pamiętaj. Moją subiektywną opinią jest też fakt, że muszę to napisać. A nawet lepiej, jest to moją samolubną potrzebą. Bo w moim przypadku, żeby coś mogło wyjść z głowy musi być przelane na przysłowiowy papier. Porąbane co? Nie martw się. W tej „naszej” wspólnej historii jest jeszcze wiele porąbanych momentów, ale o większości nie powiem.
Nie zdawałam sobie sprawy jak ciężko jest pisać o kimś w czasie przeszłym. A raczej, nie wiedziałam jak ciężko będzie mi pisać o Nim w czasie przeszłym. Minęły ponad dwa miesiące. Nie wiem czy tylko czy aż. Prawdopodobnie nigdy nie będę potrafiła tego określić, ale chyba też nie muszę tego robić. A uczucia które się z tym wiążą są tak samo silne. Pustka nadal istnieje, myśli wracają i piosenki mi o nim przypominają. Czy to jest pokręcone? Dla większości prawdopodobnie tak. Dla mnie chyba już nie.
Patryk był moim przyjacielem. Znaliśmy się od podstawówki. Chyba też już w podstawówce byliśmy dla siebie przyjaciółmi. Nie jestem jednak pewna czy tak można o tym mówić. Jeżeli oczekujesz jakieś ckliwej historii, to nigdy jej nie było i zdecydowanie nie będzie. Z czasem pewne rzeczy się krystalizują tak też się stało gdy poszliśmy do liceum. Wtedy dowiadujesz się komu zależy na wzajemnym kontakcie, a kto chcę się odciąć. My znajomość pielęgnowaliśmy pomimo innych szkół średnich, czy też innych miast w czasie studiów. Wiesz dla chcącego nic trudnego.
„ -Ty się o mnie martwisz?
-Zwłaszcza o Twój angielski.”
Zawsze na bierząco w swoich prywatnych sprawach: miłości, rodzinie, sukcesach czy porażkach. Wspieraliśmy się w takim stopniu w jakim potrafiliśmy najlepiej. Nie zapomnę co tygodniowych drożdżówek z Lidla kupowanych przez niego na nasze wspólne powroty z liceum jeszcze wtedy autobusem numer 5. Wycieczek rowerowych na które usilnie go wyciągałam (prawie zawsze reagował takim samym entuzjazmem jak ja) i śpiewania „Raz po raz” (mam to gdzieś nagrane, nadal poszukuję). Oraz tego, że pojechał ze mną w liceum na wycieczkę 5 dniową organizowaną przez nasze gimnazjum. Jak i jego zgrywania się, że w życiu tego dla mnie nie zrobi. Zrobił.
"No ja cię próbuję nakłonić do angielskiego jak tylko mogę. Tylko Ty jesteś taka oporna . Będę próbował dalej."
Dwa styczniowe koziorożce, raczej woda i ogień niż jeden żywioł. On woda, dobry chłopak, ale z masochistycznym podejściem. Ja ogień, zła dziewczyna, przyciągająca masochistów. To zdecydowanie miało nie wyjść. Wyszło.
Po przeczytaniu wszystkich naszych rozmów, przejrzeniu wspólnych fotografii i ciągłego przypominania sobie tego co było wspólne bądź nie. Uświadomiłam sobie brutalny fakt. Straciłam najprawdziwszego przyjaciela.
Takiego który zawsze był. I ja tego bycia byłam pewna. Dziś mogę stwierdzić, że wiedział o mnie najwięcej. Być może ja o nim też. Wpadał na kawę z mlekiem z okropnie dużą ilością cukru. Czytał ostatnie strony historii by z premedytacją zdradzić mi ich zakończenie. Szybko się podpalał, by jeszcze szybciej gasnąć. Pasjonat ciekawostek psychologicznych, oceniający moją percepcję na 9. Fajtłapa jeśli chodzi o taniec, moją ambicją było to naprawić jego tego dokonać. Wolał być określany słowem „dziwak”, bo to normalność go przerażała. Pamiętam jego elaboraty na ten temat. Chłopak który zabierał mnie na kawę do Maca po epickiej kłótni, zresztą zawsze o to samo. Człowiek machający nogą na języku polskim i nieustannie mnie tym wkurzający. "English man" w całej swojej okazałości. Dlatego też będzie zemną przy każdym angielskim słowie, tak to prawda byłam w tym względzie oporna. Na pytanie co u Ciebie często odpowiadał - niedużo. Chyba to przejmę.
Podobno niektórych rzeczy nie da się przewidzieć, a jeszcze innych powstrzymać! Muszę w to uwierzyć, bo inaczej natrętne „dlaczego” będzie ze mną przez całe życie! Zdjęcia które mam zostawiam dla siebie, wieki temu obiecałam, że ich nigdzie nie wstawię. Zresztą wolę patrzeć na siebie jego oczami, niż na niego moimi.
Patryk wierzył w lepszy świat. Uważał, że wszystko zależy od nas. Musimy dać tylko szanse sobie, drugiej osobie czy światu. Ja nigdy nie byłam taką optymistką. Wierzył, że jestem dobrym człowiekiem. Chyba najbardziej to w nim lubiłam, a zarazam najbardziej się tego bałam.
Dziękuję, że pomogłeś mi być lepszym człowiekiem. Nigdy nie przyznałam Ci w tym racji, ale ją miałeś.
Dziękuję Ci też za wiele więcej, ale zostawmy to dla siebie.
Przepraszam też, że w najważniejszym momencie nie potrafiłam usłyszeć Twojego krzyku…
Pamiętaj, nie zgadzam się na Twą nieobecność!