Byłeś kiedyś na koncercie? Jakiegokolwiek artysty, plener, klub? Nieważne! Jeżeli byłeś to wiesz jakie to uczucie, przeważnie - zachwyt, pomieszany z ekscytacją i wielkim echem w uszach oraz gasnącym szeptem na ustach, że muzyka na żywo jest 100 razy lepsza niż ta radiowo-płytowa. Oczywiście, masz rację, ale jak się okazuje nie zawsze jest tak samo.
Zdarza się, że jesteś świadkiem czegoś nie ziemskiego. Wiesz, że bierzesz udział w wielkim spektaklu, a nie dobrym koncercie. Wiesz, że przez długi czas nie będziesz w stanie wydusić z siebie słowa, słowa które opisałoby to czego doświadczyłeś. Masz świadomość, że jesteś nie małym szczęściarzem bo mogłeś być tego świadkiem.
"Mów do mnie prosto
TAK, NIE, NIE"
Koncert LemON’a był nie małym spektaklem, który mogłabym przeżywać cały czas na nowo. Czułam tą wcześniej wspominaną ekscytacje, byłam też świadomo, że nigdy już w taki sposób nie doświadczę tej wyjątkowo ciężkiej emocjonalnie płyty. Moja radość z bycia tam była jednak inna. Radość połączona ze smutkiem, który zaczął mi towarzyszyć. Do tej pory nie wiem dlaczego.
"Dzięki Ci za serce
Dzięki za twą wiarę
Naszą miłość, słowo, kwiat poziomki i to czekanie"
~ "Papier"
LemON poruszył we mnie takie struny o których istnieniu już dawno zapomniałam. Pierwszy dźwięk wypływający od Piotra Walickiego zahipnotyzował mnie i tak zostało do samego końca. Harry rozwalił mnie swoją solówką na perkusji, a Igor wykonaniem „Pollocka” i „Ostatniego walca”.
Wiesz co? Mój smutek był chyba spowodowany niemożnością zatrzymania chwili. Świadomością, że spotyka mnie coś wyjątkowego , czego nie będę miała okazji już powtórzyć. „Tu” samo w sobie jest pełne smutku, trudnych historii i ciężkich słów. Śpiewane z głośną muzyką w tle i goryczą w głosie powoduje duży niepokój, strach, lęk przed tym co nie uniknione.
Mój smutek komponował się z złością. Jestem wściekła na nas, ludzi dumnie nazywających się „fanami”. Jestem wściekła bo nie potrafimy słuchać, przeżywać, być Tu i teraz. Zamiast przyjmować to, co artyści chcą nam dać wyciągamy telefony i nagrywamy cały koncert. Po co? Nawet jeśli będziemy mogli odtworzyć sobie to co było, to ile my przeżyliśmy na żywo. Kupujemy bilety, przychodzimy jednak nie mamy ochoty słuchać, oglądać i doświadczać. Bo ważniejsze jest trzymanie telefonu i podzielenie się 10 sekundowym filmikiem na snapie czy instagramie. Nie obchodzi nas Tu i teraz, obchodzi nas tam za szklanym ekranikiem i kolejnym nic nie znaczącym lajkiem. Dlatego też jestem wściekła, że nie potrafimy przeżywać, delektować się chwilą i SŁUCHAĆ! Musimy gadać gdy gra tylko i wyłącznie muzyka, musimy klaskać by wyrazić swój entuzjazm bo nie rozumiemy, że czasami milczenie mówi więcej niż te wszędzie brzmiące i nic nie znaczące oklaski.
Koncert odbył się 21 kwietnia, a ja nadal czuję smutek i złość. Oraz wdzięczność za płytę, a może bardziej za możliwość usłyszenia jej na żywo. Za „Myśl” która trafiła w moje serce jako pierwsza i nadal wywołuje emocje. Za „Ostatni walc” i „Pollock” których intymność zrozumiałam dopiero na koncercie. Za nie pokój który czuje słysząc „Sowę” i za całe spektrum emocji które dostałam i które siedzi we mnie cały czas. Wiem jednak, że żadne głupie dziękuję nie wyrazi mojej wdzięczności za to co otrzymałam.
"Szukamy i uzależniamy się od wygód
I niech ktoś cierpi za nas
PRZYZWYCZAIMY SIĘ"
~ "Myśl"
Powiem Ci jedno przed koncertem zapoznaj się z receptą lub skonsultuj z kardiologiem.
+ Odsyłam na mojego Insta czeka tam na Ciebie krótki filmik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chcę z Tobą porozmawiać, napisz coś : )