poniedziałek, 24 września 2018

Nie lubię kompromisów


Nim właśnie był dla mnie wczorajszy mecz Polska - Serbia. 

Wygraliśmy i po tym powinnam postawić kropkę, wielką jak piłka do siatkówki. Ale chyba już wiecie, że wtedy nie byłabym sobą. 
Jak słyszę, że Mistrzostwa Świata czy Europy odbywają się we Włoszech to aż się trzęsę z oburzenia bo wiem co mnie czeka. Pamiętam MŚ w 2010, oczywiście we Włoszech. Od początku wiedzieliśmy, że trzeba będzie liczyć i to wcale nie na cud. Czy opłaca się wygrać ten mecz i trafić do trudniejszej grupy? Czy wystawić drugi skład i przegrać z kretesem by móc w kolejnej fazie turnieju na spokojnie przejść do fazy medalowej? Trener wybrał tę opcje z liczeniem i niestety się przeliczył. Fakt, faktem Włosi pięknie dostosowali regulamin do siebie. Stare przysłowie jednak mówi umiesz liczyć, licz na siebie. Argentyński trener mógł o nim nie słyszeć. 
Dlaczego o tym piszę? Bo po 8 latach sytuacja się powtarza, znowu MŚ we Włoszech i ta sama licząca polityka. Już przed Mistrzostwami padały pytania: Co się nam opłaca? A ja zadam pytanie: Musi nam się opłacać? Nie możemy po prostu wszystkiego wygrać?
Nie cierpię kalkulacji. Z tym pierwszym wygram za 3, z drugim przegram no i z  trzecim wygram ale 3-2 żeby się w tabeli zgadzało. Bo krążek jest ważny, a nie styl w którym się go zdobyło. Rozumiem, że liczymy punkty gdy sprawdzamy czy wyjdziemy z grupy. Ale nie rozumiem i nie popieram liczenia punktów na zasadzie podłożymy się im żeby wyeliminować teoretycznie silniejszą drużyne. 
Nie chcę mówić, że Serbowie się podłożyli by Francuzi (zespół grający dobrą siatkówkę na tym turnieju) odpadli, a Polacy którzy są cieniem dawnych mistrzów przeszli i polegli w fazie medalowej. Bo ani nie wierzę, że łatwo sprzedamy skórę walcząc o medale. Jak i nie chce mi się wierzyć, że Serbowie tak lekkomyślnie posłali Francuzów do domu, a obrońców tytułu zostawili na polu walki. Jednak ten wczorajszy mecz dziwnym kołem się toczył. Serbowie w trzecim secie grali „drugą” szóstką, nasz trener przyjmował z wielkim spokojem decyzje sędziowskie (Heynen jest największym nerwusem w historii trenerów reprezentacji Polski) i Serbowie nie okazywali zacięcia. To wszystko składa nam się na dziwne równanie. 
Każdy podjął decyzje. My musieliśmy wygrać, Serbowie mogli przegrać. Cieszę się, że teraz będą liczyć się tylko wygrane. Mogę mieć wątpliwości, ale wy nie miejcie mocno i cały czas trzymam kciuki. 
  • nerwus - to bardzo delikatne określenie w tym przypadku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcę z Tobą porozmawiać, napisz coś : )