Pomyliłam się. Nie wygraliśmy z Chorwacją. Pewnie nikt nawet nie śnił o takim koszmarze. Nie zostaniemy Mistrzami Europy, nie powalczymy o podium i nie wygramy u siebie.
Nie chcę pisać o meczu, bo albo go widziałeś albo przełączyłeś na inny kanał, a wynik znasz. Dobrze wiesz jak to wyglądało, Chorwaci rozwalili nas w każdym elemencie i pokazali jak powinno grać się w piłkę ręczną. Odcięli nam tlen, udowodnili, że w sporcie wszystko jest możliwe. Przede wszystkim potrafili zabrać nam, nasze atuty. Przecież coś musi być nie tak, jeśli Michał Jurecki pierwszy punkt zdobywa w 50 minucie.
Przegraliśmy bo nie mamy drużyny. Mamy zlepek piekielnie dobrych indywidualności, które w klubie walczą o najważniejsze trofea. Wiecie kto wygrywa wojny? Wygrywa ten, kto ma lepszego przywódce. Tym przywódcą w sporcie jest trener. Powinien on mieć plan A i B ( w tym przypadku chyba tego planu nie było, albo był, ten sam co zawsze, gramy doświadczonymi nazwiskami, a nie genialnymi talentami ). Trener nie może bać się podejmować decyzji, oczywiście on ryzykuje "ścięciem głowy", ale on też jest noszony na rękach gdy jego zespół wygra. Gracze muszą ufać trenerowi, bo tylko wtedy nie będą zadawać pytania "dlaczego?". Będą wykonywać każde zadanie z wiarą, że odniosą sukces, podniosą na treningu większy ciężar bo będą ufać, że dzięki temu dojdą do celu. To wszystko to moja subiektywna opinia. Nie mogę powiedzieć jakim trenerem był Biegler. Ja, pewnie tak jak i reszta kibiców, znam jego ponurą twarz, bez uśmiechu i złość w oczach, na każdym kroku. Wydaję mi się, że w decydujących momentach zabrakło mu "jaj", odwagi.
Można wyliczać błędy które my, kibice widzimy z perspektywy kanapy. Wtedy się mądrzymy, układamy plan gry i jesteśmy najmądrzejsi na świecie. Myślę jednak, że to zły pomysł. Bez wątpienia będziemy pamiętać ten mecz na długo, bo nie codziennie przegrywa się w taki sposób. Nie powinniśmy jednak zapomnieć, że ta przegrana najbardziej boli naszych reprezentantów. To oni spędzili setki godzin na rozgrzewkach, siłowni i meczach. Oni właśnie podporządkowali całe swoje życie piłce ręcznej i oni schodzili z boiska z największymi łzami.
Dlatego właśnie nie rozumiem, jak wam, dziennikarzom - kibicom nie wstyd. Jak można pisać o ludziach którzy przez całe życie walczą na parkiecie z sobą, przeciwnikami i kontuzjami w taki sposób? Jak można nazwać ludzi, którzy dają nam tyle emocji, szczęścia i łez PATAŁACHAMI? JAK? Nie rozumiem, jestem zbulwersowana i załamana, poziomem "dziennikarstwa" i moralności jakiejkolwiek. Jak wam nie wstyd? W takim razie, jak mamy nazwać was? Tych którzy piszą o sporcie w sposób nie do zaakceptowania, tych którzy nie mając nigdy piłki w ręce, twierdzą, że o sporcie wiedzą wszystko. Nie wiecie nic, brak wam empatii i mózgu. Pragniecie taniej sensacji, by klikalność się zgadzała.
Nie zrozumiem tych tytułów nigdy. Nie pojmę jak można pisać w ten sposób o ludziach. Ja po 5 minutach drugiej połowy widziałam jak nasi zawodnicy pragną zejść z boiska. Pragną schować się w szatni i albo płakać, a może krzyczeć bo ich marzenia się nie spełnią ( na pewno nie w tym momencie ), chcą znaleźć ukojenie w ramionach bliskich. Wtedy chciałam tego samego co oni, nie dlatego bo się wstydziłam czy przestałam im kibicować, tylko dlatego bo nie mogłam patrzeć na ich bezradność, cierpienie. Bo zdaje sobie sprawę, jak to jest kogoś zawieść, jak to jest być bezradnym. I w takich momentach powinniśmy ich wspierać, a nie odwracać się plecami. Wczoraj byliśmy świadkami cudu, cudu który przydarzył się Chorwacji.