poniedziałek, 11 stycznia 2016

Wielka na zawsze


 Tak jak śpiewał klasyk " Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść...", tak teraz większość, mówi to jej.
Justynie Kowalczyk, tej która wygrała chyba już wszystko. Kochali ją kibice, bo nie jestem pewna czy nadal kochają. Nienawidzili jej działacze, dziennikarze i Norwedzy. Pewnie nadal nie na widzą. Za szczerość, zbyt ostry język i walkę do końca. Gdy wygrywała to wszystko jeszcze dało się znieść, ale teraz gdy jej wyniki są dalekie od oczekiwań ( rzecz jasna działaczy, komentatorów i kibiców ) bo nie jej samej. Trudno zrozumieć jej chęć walki, pogodzenie się z wynikami i uczciwość. Ja ją rozumiem.
Moja miłość do Justyny Kowalczyk objawiła się jakoś przed Vancouver. Prawdopodobnie przypadkiem przełączyłam na biegi narciarskie, przyciskając klawisze na pilocie gdzie popadnie. I zobaczyłam ją, jedyną Polkę, z warkoczem przeskakującym z jednego ramienia na drugie i uśmiechem malującym się na ustach pomimo wielkiego zmęczenia. Góralkę z krwi i kości która miała wielką determinacje i pasje w oczach, zaciętą supermenke która rzuciła wyzwanie wszystkim. Przypominam sobie Alpe Cermis - górę płaczu, albo tak jak ja wolę ją nazywać "Górę Justyny Kowalczyk". Gdzie wyprzedzała wszystkie, wspinała się, gdzie inne zawodniczki "spadały".
A potem te pamiętne Igrzyska Olimpijskie i walka do ostatniego milimetra, wygrana z Marit Bjorgen - mianowanie na królową stylu klasycznego.Ten bieg zapisał się w moje pamięci złotymi literami podobnie ja złota 10 ze złamaną stopą i słowa "Albo wygram, albo zdechnę".
Takie wygrane powodują, że kochamy, bijemy brawo i wspieramy. Gorzej jest gdy mistrzyni zaczyna przegrywać, zajmuje miejsca poniżej oczekiwań, a te wielkie nazwiska które kiedyś stały obok niej, stoją wyżej i nadal są w formie. Wydaje nam się, że to boli nas. Myślę jednak, że wiemy iż ją boli to bardziej. 

 

 A mnie wkurza to, że kibice zapomnieli. O tym jak wygrywała, dawała radę i codziennie mierzyła się z astmatyczkami. Zapomnieli, że dając z siebie wszystko mdlała na trasie, że potrafiła w sztafetach odrobić kolosalne dystanse. Z dumą słuchała Mazurka Dąbrowskiego i mówiąc co można zmienić pragnęła pomóc przyszłym pokoleniom.
Nie rozumiem jak uwielbiając ją kiedyś, można nie wspierać jej teraz. Jak można chcieć by zeszła ze sceny, bo " już nic jej nie wychodzi". Ja rozumiem Justynę, ona nie potrafi pożegnać się z czymś co kocha. Nie chcę zrezygnować ze swojego uzależnienia, adrenaliny i połowy życia. Przede wszystkim chcę SOBIE coś udowodnić, a nie ekspertom czy kibicom. Bo ona dobrze wie, zresztą sama o tym mówiła :"Łaska kibica na pstrym koniu jeździ".
Ja wiem jak beznadziejne uczucie towarzyszy straceniu możliwości robienia tego co kochamy i nikomu nie życzę aby tego doświadczył. Dlatego mówię wam nie róbcie tego naszej mistrzyni.
Chciałabym, żeby Justyna Kowalczyk to przeczytała i pamiętała, że prawdziwi kibice doceniają i wspierają zawsze. Wierzę, że udowodni jeszcze wszystkim iż się mylili. Pokarze środkowy palec i wygra. Bo dla mnie zawsze była i jest największą motywacją. Zawsze będę siadała przed telewizorem i trzymała kciuki za mój autorytet. Zawsze będę wyczekiwała ujrzenia tej pewnej siebie góralki z rozbrajającym uśmiechem na ustach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcę z Tobą porozmawiać, napisz coś : )