wtorek, 12 września 2017

Podróży ciąg dalszy


Czy ktoś nie lubi misi? Ja osobiście uwielbiam, dlatego też musiałam wstąpić do Wrocławskiego zoo.  To była główna atrakcja naszej wycieczki. Tak, wiem trzeba być wariatem żeby wybrać miejsce tylko ze względu zwierząt, całej masy zwierząt.





Tak samo szybko jak weszłam do pomieszczenia z nietoperzami ( nie wiedziałam, że tam są ), tak samo szybko z niego wyszłam. Wyobrażacie sobie, że nagle zaczęły by latać? 






To nie są triki fotograficzne, to śmieszne zwierzątko właśnie tak wyglądało. Duże oczy i nóżki jak patyczki - cudowne. Musicie coś wiedzieć, mam obsesje na punkcie hipopotamów. Strasznie je lubię. 






     


Flamingi musiały się tu znaleźć. Cały świat ma obsesje, mam i ja!



Byłam pewna, że te małpki spadną mi na głowę. Nic takiego jednak nie miało miejsca, ich koordynacja była mistrzowska. 








Taki fan siatkówki jak ja, nie mógł nie pojawić się w hali stulecia. Wygląda jak ogromny tort, więc dla mnie +100. Do tego okalający ją ogród, mówię wam cud natury. 



Jednak prawdziwym cudem natury jest Ogród japoński, niby cichy i niepozorny, a jednak robi robotę. Koniecznie tam zajrzyjcie!












Dobra, jest jeszcze jedna rzecz która dominowała we Wrocławiu. Moja miłość do widoków z góry, chyba byłam kiedyś ptakiem. Jakoś bardzo lubię wysokość, dlatego też musiałam znaleźć się na Moście Pokutnic i Sky Tower. 





Wrocław jest piękny w całej swej ogromnej przestrzeni. Obiecuję, że kiedyś tam wrócę. Chociażby tylko na mecz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chcę z Tobą porozmawiać, napisz coś : )